Urodziny... ? ? ?
Tak, 3 listopada się urodziłam.
Pomijając to, że nie dostałam żadnego prezentu, przecież to nie jest ważne i nie jestem już małą dziewczynką która czeka na nową lalkę, ten dzień był do dupy.
Przeszłam się po mieście, posprzątałam w pokoju, poodkurzałam cały dom. Zrobiłam sałatke, podalam obiad.. Pomogłam kuzynce napisać zadanie..
Tak, wiem, że dostałam kilka smsów z życzeniami zaraz po 12, potem przez cały dzień też kilka osób się znalazło,które pamietały.. Ale dlaczego pomimo tego, że były to życzenia naprawdę fajne i szczere.. dlaczego one mnie nie cieszyły bo zabrakło tych jednych..? Od tej jednej osoby..?
Spędziłam cały wieczór w domu. Miałam wyjść z Dziewczynkami na miasto, na piwko, potańczyć itd. Złożyło się tak, że żadna nie mogła. Trudno, przecież wiem, że to nie ich wina. Pomyślałam że pójdę sama, a co mi tam. Gdy już miałam wychodzić zaczął padać deszcz. Poprawka - LAŁ deszcz. Zrezygnowana usiadłam przed komputerem.
Tato kupił mi cukierki żebym rozdała jutro w szkole. Ha ha, niczym w podstawówce. Wezme, przecież sama tego nie zjem. Chociaż wcale nie mam ochoty. Jutro będzie pora na te wszystkie sztuczne "Wszystkiego najlepszego" i buziaki w policzek. Argh...
To wszystko brzmi jakbym była nienormalną, patologiczną dziewczyną, z początkami depresji jednobiegunowej.
Przecież to nic takiego. Zwykłe urodziny. Za rok może być już tylko lepiej.